Czas rozpocząć polowanie
Wczoraj je widzieliśmy – wymarzone kudu Freyi! Najpierw dostrzegliśmy je w odległości ok. 100 metrów. Zanim Freya i Mel (towarzyszący nam zawodowy myśliwy) zajęli dogodną pozycję, zwierzę się przemieściło i nie było już możliwości oddania dobrego strzału, przepadła więc pierwsza okazja. Obserwowaliśmy kudu na wzgórzu przez lornetkę i widzieliśmy, jak znika. Szukaliśmy go jeszcze przez kilka godzin, ale nie mieliśmy szczęścia.
Gdybyśmy mieli lornetkę termowizyjną, taką jak Merger LRF XQ35, z pewnością szanse na powodzenie byłyby znacznie większe. Nastał kolejny dzień i znów wyruszyliśmy na poszukiwania Szarego Ducha Afryki!
Stary kudu czeka
Dziś spędziliśmy cały dzień, starając się GO wytropić – wyjątkowego byka kudu, którego spotkaliśmy wczoraj. Gdy organizatorzy polowań z Orange River Hunting & Safari powiedzieli Freyi, że zaplanowali dla niej spotkanie z wyjątkowym kudu, oboje do końca nie rozumieliśmy, na czym polega ta wyjątkowość – dopóki nie zobaczyliśmy go wczoraj w zaroślach! Byk – najwyraźniej starszy osobnik – miał naprawdę potężne rogi. Nie tylko wyjątkowo długie, ale także bardzo rozłożyste.
Pierwsze półtorej godziny spędzamy, jeżdżąc po ogromnym terenie, na którym zdaniem naszego przewodnika, Mela, mieszka kudu Freyi. Nie dostrzegamy jednak zbyt wielu zwierząt – jakby jeszcze spały. Z pewnością dlatego, że jeszcze na dobre nie wzeszło słońce.
Postanawiamy się zatrzymać i wysiąść z jeepa. Chcemy jakoś pożytecznie spędzić czas, czekając na przebudzenie się zwierząt. Zaczynamy przyglądać się tropom, starając się odgadnąć, do jakich należą gatunków. Ślady zwierząt zawsze nas zaskakują. Wyglądają na większe lub mniejsze, niż się spodziewaliśmy.
Na wzgórzu po lewej stronie dostrzegamy dwa elandy. Pojawiają się także bawolce rude i skoczniki antylopie. Zatrzymujemy się i zmieniamy trochę plan, chcąc uniknąć dalszego jeżdżenia po okolicy.
Postanawiamy zapolować na bawolca rudego i elanda, ponieważ Mel wspomniał, że potrzebuje mięsa i skóry. Skocznik też będzie odpowiedni – m.in. dla geparda, którego zdecydowali się sprowadzić, aby reintrodukować go na tym obszarze. Nie koliduje to z naszymi planami, skoro właśnie dostrzegliśmy te trzy gatunki. Szybko obieramy kurs na czerwone wzgórze, więc nie mają zbyt dużej przewagi.
Kiedy jednak docieramy na szczyt wzniesienia, nie ma już po nich śladu.
Zgadzamy się ruszyć śladami elanda. W górę i w dół po czerwonych wzgórzach – a tu wciąż ani elandów, ani skoczników, ani bawolców. Idziemy krok za krokiem… aż nagle Freya dostrzega coś kątem oka. Zatrzymujemy się. To skocznik, który obserwuje nas ze szczytu wzgórza z odległości ok. 300 metrów. Śmiejemy się trochę z tej sytuacji – teraz to my jesteśmy obserwowani. Naprawdę przydałby się nam się tu termowizor lub lornetka termowizyjna. Mielibyśmy większą szansę dostrzec zwierzęta na tym ogromnym obszarze.
Zbliża się pora obiadu, więc wracamy do Domu Myśliwych. Zaczynamy rozpoznawać niektóre miejsca, które mijamy. Czujemy się prawie jak w domu, więc przynajmniej pod tym względem jest dobrze! Skręcamy w ostatni zakręt i wyjeżdżamy na w miarę prostą polną drogę, prowadzącą do domu, w którym mieszkamy.